Opublikowane 18.06.2020
Chcielibyście jeść mniej mięsa, ale macie po dziurki w nosie przepisów pełnych dziwacznych składników? Lubicie polską kuchnię i zawsze myśleliście sobie, że byłoby wspaniale, gdyby ktoś w końcu napisał „Kuchnię polską” w wersji roślinnej?
Świetnie się składa, bo Marta Dymek, znana także jako Jadłonomia, wydała właśnie swoją nową (trzecią już!) książkę kucharską, a Compassion Polska zostało jej patronem.
Jesteśmy także oficjalnym partnerem Światowego Tygodnia Bez Mięsa, który trwa do 21 czerwca i w związku z tym przygotowaliśmy dla Was niespodziankę: nowe przepisy od Marty. Poniżej możecie pobrać przepisy na mielone kotlety soczewicowe, boczniaki w oleju, rewolucyjny pasztet i naleśniki doskonałe (bez jajek i mleka!).
Dlaczego kuchnia roślinna?
Kuchnia roślinna jest odpowiedzią na nową rzeczywistość, w której się znaleźliśmy – jest zdrowa, prosta, tania i adekwatna do współczesnych dylematów i oczekiwań. W czasach pandemii gotowanie stało się dla wielu osób sposobem na życie. Ale kuchnia roślinna oznacza przede wszystkim zmiany na lepsze dla naszego zdrowia, życia zwierząt i ochrony naszej planety.
Jako organizacja rekomendujemy zmniejszenie spożywanego mięsa o 50% do roku 2040. Światowe instytucje i specjaliści, m.in. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu czy Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa mówią podobnie: spożycie mięsa musimy natychmiast ograniczyć, jeśli chcemy zapobiec dalszym negatywnym zmianom klimatycznym. Ponadto Światowa Organizacja Zdrowia wpisała czerwone przetworzone mięso na listę składników powodujących raka - obok azbestu, tytoniu czy spalin. Polskie Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej, finansowane przez Ministerstwo Zdrowia, opublikowało tę informację w swoich zaleceniach. My dziś publikujemy naszą rozmowę z Martą Dymek, a więc czytajcie i inspirujcie się do zmian!
Rozmowa z Martą Dymek
Małgorzata Szadkowska: Marta, angażujesz się w różne projekty związane z kuchnią i gotowaniem. Jesteś bardziej kucharką czy aktywistką?
Marta Dymek: Etykiety bywają kłopotliwe i nie są dla mnie bardzo ważne. Dlatego odpowiem dwojako. Przede wszystkim czuję się kucharką i propagatorką kuchni roślinnej, bo zarówno gotowanie jak i roztropne opowiadanie o kuchni jest dla mnie bardzo istotne. Ale najważniejsze jest dla mnie to, jak jedzenie wpływa na zwierzęta w hodowli przemysłowej, środowisko, klimat i ekosystemy.
MS: Spytałam o ten aktywizm, bo ostatnio wsparłaś naszą międzynarodową kampanię Koniec Epoki Klatkowej, w której walczymy o całkowity zakaz hodowli klatkowej. Pamiętam, że dzięki Tobie w ciągu jednego dnia nasz projekt - inicjatywę obywatelską poparło wiele tysięcy osób! Dlaczego zdecydowałaś się wesprzeć tę kampanię? Nie jest ona stricte wegańskim projektem, a Ty jesteś weganką. To jak to tak?
MD: Wsparcie tej inicjatywy było dla mnie wielką radością i nie wyobrażam sobie, żebym miała nie skorzystać z szansy przedstawienia tego wyjątkowego projektu szerszej grupie osób. Prowadzenie bloga i profili w mediach społecznościowych postrzegam jako szansę i obowiązek, żeby te platformy wykorzystywać do propagowania wartościowych treści – a przecież ta kampania właśnie taka jest! Ale przechodząc do sedna Twojego podchwytliwego pytania, dotyka ono mojej definicji weganizmu. Dla mnie weganizm jest narzędziem a nie celem samym w sobie – to narzędzie do kształtowania rzeczywistości na lepsze i zmieniania losu zwierząt. Dlatego bliskie są mi wszystkie projekty, które zachęcają nie tyle do przejścia na weganizm od jutra, co do ograniczania jedzenia mięsa. Takie hasło może przekonać dużo osób i pomóc wielu zwierzętom, a o to mi chodzi.
MS: Jeśli chodzi o definicje to mam pytanie. Prowadziłaś zajęcia „food studies” dla studentów w wyższej szkole. Food studies, z czym – nomen omen – to się je, czyli co to właściwie znaczy? Jak jemy i co jemy, czy bardziej nasza odpowiedzialność, także społeczna i środowiskowa, za to co jemy? Czy to może jest jeszcze coś innego?
MD: Studia nad jedzeniem z jednej strony mają długą historię bo o roli pożywienia w historii cywilizacji badacze i badaczki pisali dość sporo od wieków. Ale dość nowym pomysłem, bo liczącym dopiero około 70 lat, jest przyglądanie się jedzeniu również z perspektywy kulturoznawczej i socjologicznej. To znaczy, że istotne jest nie tylko ile kilogramów zboża, ziemniaków i mięsa jedli chłopi w konkretnym czasie i miejscu, jakich narzędzi używali do uprawy albo jaką techniką nawadniano pola pszenicy, ale też jakie znaczenie miały te pokarmy. Jak w tym co jadalne odzwierciedlone są nasze wierzenia, wartości, ideologie i porządek społeczny. To bardzo interesująca dziedzina humanistyki!
MS: Wyszła właśnie Twoja trzecia książka. Tym razem roślinne wariacje przepisów polskich. Skąd pomysł? Czy dziś wszyscy nie chcą raczej jeść wymyślnego sushi i frytek z batatów polanych tahini, a polska tak mięsna i tłusta kuchnia nie odstręcza?
MD: Szukając tematów czy inspiracji do pracy nieustannie zastanawiam się nad tym, czego jeszcze potrzebuje kuchnia roślinna w Polsce. I tym razem przyszło mi do głowy, że może to jest szczególnie ważny temat – pokazanie, że kuchnia roślinna jest prosta, tania, dostępna dla każdego. Że to mit, że kuchnia wegańska jest droga albo egzotyczna, bo może być inkluzywna i demokratyczna. Dlatego przygotowałam książkę, która jest podręcznikiem taniego, prostego, codziennego roślinnego gotowania. Można się z niej dowiedzieć jak gotować kaszę, co zrobić na niedzielny obiad, jak dobrze doprawiać gulasze i z czego zrobić mistrzowski pasztet na patelni. Mam nadzieję, że dzięki temu uda się przekonać do kuchni roślinnej osoby, na których najbardziej mi zależy – czyli te jeszcze nieprzekonane.
MS: Mówisz, że chcesz dotrzeć do osób wciąż nieprzekonanych. Czytałam ostatnio wyniki badań europejskich: ponad 40% z nas jest skłonna zmienić dietę i swoje nawyki żywieniowe, bo czują odpowiedzialność za planetę i swój wpływ na nią. Ale co byś poradziła tym pozostałym, którzy nie za bardzo chcą porzucić jedzenie mięsa czy sera?
MD: Mam jedną radę. Jeśli ktoś nie chce rezygnować z ulubionej wędliny, kotleta, steka czy rodzaju sera to niech z niego nie rezygnuje. Ale może zainteresuje go możliwość ograniczenia innych produktów, do których nie jest tak przywiązany i spróbowania czegoś nowego, na przykład roślinnych kotletów od Dobrej Kalorii, jogurtu kokosowego Planton, roślinnego hot doga w Żabce albo burgera na stacji Orlen. A nuż okaże się, że te dania są tak samo smaczne i łatwo dostępne jak tradycyjne i czasami, od czasu do czasu, będzie się miało ochotę wybrać je zamiast mięsnych. To już bardzo dużo.
Blog Marty Dymek: https://www.jadlonomia.com